Menu Zamknij

Malowanie

SZANOWNI PARAFIANIE

Zatroskani o sprawy życia codziennego biegniemy wciąż do przodu. Dzień za dniem, rok za rokiem-masa wyzwań i problemów. Nie ma czasu oglądnąć się wstecz.

Czasem jednak trzeba przystanąć, powrócić myślami do lat dziecinnych, ogarnąć wyobrażnią tę małą komórkę społeczną jaką jest wieś-parafia, a wtedy ożyją wspomnienia, nasi najbliżsi, krewni i znajomi.

Na dziś nadarza się ku temu okazja szczególna i niepowtarzalna.

Otóż równo 100 lat temu wiosną 1912 roku nasi dziadkowie i pradziadkowie położyli kamień węgielny pod budowę naszej świątyni – obecny Kościół Parafialny.

Z krwi i kości jesteśmy ich potomkami, a więc nie od rzeczy byłoby poznać atmosferę tamtych lat.

Jeśli potrafimy sobie uzmysłowić, że wszystkie roboty, łącznie z produkcją cegły, musieli wykonać ręcznie i to jeszcze w warunkach wojennych to można by powiedzieć, że na czyn taki porwali się „szaleńcy”. Jednak Opatrzność Boża czuwała – nie minęło 4 lata i……………

„Gdy nastąpił rok 1916 ks. prob A. Majewicz przystąpił do prac wykończeniowych przy kościele. Najpierw założono ten fatalny sklep. Obniżono chór wsparty na dwu filarach o niepełny metr. Murarze przystąpili do tynkowania. Jeszcze niecałe były otynkowane ściany już inni na wyrównanej ubitej z gruzu podłodze układali na betonie posadzkę. Jeszcze inni z Krakowa zakładali okna/witraże/ ufundowane przez parafian wymienionych nazwiskami na witrażach. Osadzono zakupione drzwi w ilości 7 sztuk .Osadzono na filarze dolną część ambony. Wykonano murowane podwyższenia pod ołtarze do wielkiego zaś ołtarza stół/męże/ ołtarzowe kamienne na filarach.

Tak przygotowany został nowy kościół do poświęcenia i do wprowadzenia, które bardzo uroczyście zostało dokonane jak na owe wojenne warunki w odpust parafialny w dniu Przemienienia Pańskiego 6 sierpnia….”
– cytat z pamiętnika śp. Pana Władysława Mruk naszego parafianina.

To historyczna chwila dla naszej ówczesnej wspólnoty parafialnej. Jakże głęboko musieli ją przeżyć nasi przodkowie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że data 06.08.1916roku –Dzień Przemienienia Pańskiego jest dla nas datą szczególną, datą rozgraniczającą stary i nowy okres w historii naszej Parafii. Dotąd bowiem życie duchowe koncentrowało się wokół liczącego sobie blisko 600 lat małego, drewnianego kościółka odtąd zaś wokół pięknej, jak na owe czasy ,murowanej świątyni. Można sobie wyobrazić jaka radość rozpierała dusze naszych przodków w dniu poświęcenia kościoła.

Wsłuchajmy się w przeszłość, a usłyszymy ich PRZESLANIE skierowane do nas …!!!…….. „Opatrzność Boża pozwoliła nam wznieść tę piękną świątynię. Darowaliby ją Wam, naszym dzieciom i wnukom. Otoczcie ją swoją opieką, jako dobro najwyższe i przekażcie ją swoim potomnym w stanie nie gorszym jak ją zastaliście…”….

My, nasze pokolenie przez ostatnie lata nie marnowaliśmy czasu. Wywiana dachu na kościele, kaplica cmentarna, zagospodarowanie obejścia wokół kościoła to przejawy troski o świątynię i jej otoczenie. Trzeba ten trend podtrzymać. Potrzeb jest wiele, ale najbardziej co rzuca się w oczy to zniszczone ściany i sklepienia we wnętrzu kościoła powstałe na wskutek zacieków i długoletniego użytkowania. Powoli dojrzewa pogląd, że malowanie wnętrza jest konieczne. I tu uzmysłowmy sobie, że mamy sytuację szczególną. Jak już wspomniałem w 1912r rozpoczęto budowę świątyni. A gdyby tak równo 100 lat potem Parafia nasza podjęła się zadania MALOWANIE WNETRZA. Gdyby tak to mielibyśmy równo 4 lata na realizację tego zadania, tak by w dzień Przemienienia Pańskiego 2016 w setną rocznicę poświęcenia oddać odnowioną świątynię.

Nasza radość byłaby podwójna:
po pierwsze – godnie uczcilibyśmy Jubileusz
po drugie – z honorem wypełnilibyśmy przesłanie ojców.

Wydaje się, że warto podjąć się tego trudu. Jak nigdy dotąd dysponujemy dużym potencjałem ludzkim mamy bardzo dużo ludzi młodych, mądrych i wykształconych którzy z pomocą starszych powołają reprezentatywną Radę Gospodarczą /Komitet która opracuje plan pozyskania środków finansowych, stworzy przejrzyste jawne zasady rozliczania zbieranych środków finansowych i poprowadzi realizację zadania aż do końca. Bez porównania większy, niż 100 lat temu , mamy też potencjał gospodarczy. A więc zadziałajmy. Dobrze byłoby, gdybyśmy na powyższy temat podyskutowali w gronie rodzinnym i na form sąsiedzkim, a swoje wnioski i propozycje zgłosili proboszczowi, czy członkom Rady Parafialnej.
Z końcem sierpnia sołtys zwołałby w tej sprawie zebranie wiejskie, a to powołałoby Radę Gospodarczą.

Ufni w pomoc bożą nie bójmy się podjąć tego wyzwania!!!

Opr. Mieczysław Wszołek

 

PS.W najbliższym czasie postaramy się opisać lata 1912 – 1916 :
„ gorące” lata budowy Kościoła.
„fatalny sklep” –sklepienie nad chórem

Dodano: 28.07.2012r.

SZANOWNI PARAFIANIE

Jak już wspomniałem obecnie przedstawię pokrótce okres budowy naszego Kościoła, ale nim ruszyły prace budowlane w latach 1907 -1911 trwały intensywne przygotowania do budowy i o tym napiszę dziś.

Potrzeba budowy nowego, murowanego kościoła zrodziła się na przełomie 19 i 20 stulecia tj. ok. roku 1900. Wtedy to we wsi przybyło ok.50 nowych domostw. Nowi parafianie to w większości rodziny z Moszczenicy. Były to rodziny młode, prężne, dysponujące znacznym jak na warunki wiejskie kapitałem. Źródłem ich sukcesów była emigracja zarobkowa do USA. To oni , nie dość że zobaczyli „inny świat”, to po powrocie ulokowali zarobione ciężko pieniądze w ziemi, kupując rozparcelowane grunty dworskie w naszej wsi. Tym sposobem powstało liczne osiedle –- Pańskie Pola.

Ponadto w parafiach sąsiednich tj. w Moszczenicy, w Łużnej, w Rzepienniku Biskupim pobudowano już nowe murowane kościoły. Można sobie wyobrazić jak wyglądał nasz leciwy, drewniany kościółek na tle nowych, okazałych kościołów w sąsiednich parafiach. Ambicją więc Turzan było pobudować nowy murowany kościół. Na ówczesne czasy sprawa budowy nowego kościoła to olbrzymie wyzwanie: które stanęło tak przed parafią, jak i przed urzędującym proboszczem. Ze względu na stan zdrowia nie sprostali temu wyzwaniu tak ks. Antoni Kulczycki jak i Ks. Edward Dziubek. Dopiero gdy w roku 1907 biskup przemyski mianował proboszczem młodego, energicznego ks. Adolfa Majewicza/ Parafia Turza należała wtedy do diecezji przemyskiej/ prace przygotowawcze ruszyły do przodu.

I tak    – powołano Komitet Budowy Kościoła,

– zlecono opracowanie kosztorysu i dokumentacji technicznej,

– założono polową cegielnię na ręczny wyrób cegły i wypał węglem drzewnym/lokalizacja naprzeciw P. Jana Broda.

– rozpisano tzw. : ”konkurencję” tj. dobrowolne opodatkowanie zależne od wielkości gospodarstwa płatne rocznie na budowę kościoła, aż do czasu zakończenia budowy,

– sprowadzono specjalistę do wyrobu cegły Pana Wojciecha Saratowicza z rodziną.

A ponadto ks. proboszcz zebrał adresy do parafian i znajomych przebywających na emigracji – głównie w USA i przesłał im plany mającego powstać kościoła z gorącym apelem o pomoc materialną. Niebawem zaczęto zwozić drzewo i kamień zakupiony u P .Wantucha właściciela skały w Ostruszy.

Z pamiętnika ś.p. Władysława Mruka – „Komitet Budowy Kościoła w Turzy zwrócił się z prośbą do proboszczów z sąsiednich parafii z Rzepiennika, Rozembarku /Rożnowice/, Moszczenicy i Staszkówki by zachęcili gospodarzy tych wsi posiadających siły pociągowe o pomoc przy zwózce kamienia. Na wskutek tego bywało, że w jednym dniu stanęło razem ze wszystkich wsi sąsiednich do zwózki około 200 furmanek konnych i wołami.”

Jednakże przez cały czas przygotowań do budowy przewijał się problem lokalizacji kościoła. Ostatecznie nowy kościół stanął na miejscu starego, ale bardzo ciekawa jest historia jak do tego doszło.

……A więc około roku 1880 ówczesny dziedzic Pan Jan Koziorowski przekazał na rzecz Parafii z gruntów dworskich działkę o pow. morga /działka na której stoją garaże – wł. P. Janusza Prokop/ pod budowę kościoła. Działka leżała w centrum wsi, teren równy, wolny od jakiejkolwiek zabudowy – pomysł zda się bardzo dobry. Za nową lokalizacją przemawiało i to, że kościółek stary na czas budowy mógł nadal pełnić swoją rolę. Za tą lokalizacją optował tak proboszcz jak i dwór – jednakże tu napotkali na zdecydowany opór większości parafian. Ci ostatni stanęli na stanowisku, że nowy kościół stanie dokładnie w miejscu starego. To oczywiście wymuszało natychmiastową rozbiórkę starego i kopania fundamentów praktycznie na cmentarzu, gdyż starym zwyczajem grzebano zmarłych tuż przy ścianach kościoła. Do tego jeszcze tuż przed wejściem głównym do starego kościółka stał kamienny grobowiec należący do byłych właścicieli dworu. Widząc opór parafian ks. Majewicz wpadł na pomysł, by w kwestii lokalizacji kościoła zdecydowały dzieci i młodzież. Wynik „swoistego referendum” był dla niego opłakany bowiem dzieci i młodzież gromadnie okrzyknęly, że nowy kościół ma stanąć na starym miejscu. Proboszcz ponoć był bardzo poirytowany, zda się nielogicznym uporem parafian, ale w końcu ustąpił.

Zastanawiającym jest – co zaważyło na tak zdecydowanej postawie wszystkich parafian. Odpowiedzi należy poszukać w bardzo starym przekazie ludowym wiążącym się z budową istniejącego drewnianego Kościółka – może to być 400, a nawet 600 lat do tyłu.

A oto co na ten temat napisał ś.p. Władysław Mruk —- – – – – „Gdy miano budować pierwszy stary kościół zaczęto gromadzić drzewo modrzewiowe /budulec/ na parceli w pobliżu obecnej kapliczki przydrożnej św. Jana Nepomucena. Ten budulec przygotowywany zawsze w nocy został przewieziony w inne miejsce czyli na miejsce dziś stojącego kościoła.Nawet gdy ówcześni mieszkańcy zwieźli ten budulec na miejsce poprzednie po nocy ten budulec znów znajdował się na miejscu dziś stojącego kościoła. Jak głosi legenda to niektórym mieszkańcom udało się widzieć w nocy przy świetle księżyca , że jakiś mężczyzna jednym siwym koniem przewoził to drzewo”.

Ten przekaz był bardzo żywy i on w głównej mierze zaważył na postawie ówczesnych parafian. Zresztą i dziś niektórzy starsi parafianie mogą potwierdzić z jakim przejęciem opowiadali im o tym ich rodzice i dziadkowie – I NIECHAJ TA PIEKNA LEGENDA TRWA PRZEZ POKOLENIA. Kiedy więc zapadła ostateczna decyzja o lokalizacji kościoła, a materiały ścienne potrzebne do budowy w większości były zgromadzone zakończył się czas przygotowań – a był to koniec roku 1911.

Z przekazów ówczesnych świadków wynika, że początkowo zapał parafian był ogromny. Nikt nie szczędził czasu ani pieniędzy. Każda para rąk, każdy wóz były niezmiernie potrzebne bo i skala robót olbrzymia. Przepiękny wyraz solidarności z naszą parafią dali mieszkańcy sąsiednich wsi, którzy czynem wsparli, zwłaszcza zwózkę materiałów. Niebywałą wprost energię i pomysłowość wykazywał ks. proboszcz Adolf Majewicz, który gdy stygł zapał osobiście chodził od zagrody do zagrody prosząc parafian o posługę przy pracach przygotowawczych. Nieopisaną też ofiarność wykazywali nasi rodacy „za wielką wodą” którzy na apele proboszcza zawsze odpowiadali liczącymi się datkami w postaci gotówki. Bez ich wydatnej pomocy parafia nie udźwignęłaby ciężaru robót przygotowawczych. Bywało, że ks. proboszcz uczestnicząc w uroczystościach odpustowych w parafiach sąsiednich apelował o pomoc do wiernych podczas Mszy św. a, po obiedzie na plebanii brał do ręki „biret” i kwestował wśród proboszczów. Owe 5 lat żmudnych przygotowań zaowocowało – kiedy kończył się rok 1911 można było dziękować Bogu za otrzymane łaski i z optymizmem czekać do wiosny 1912 -roku rozpoczęcia budowy.

Ps. W następnym odcinku lata 1912 – 1916 ,a tu „Jak bracia Moskale pomogli Turzanom w budowie kościoła”
Kapliczka św. Jana Nepomucena pobudowana na gruntach dworskich, fundacja dworu /na dziś działka P. St. Bajorek/

Opr. Mieczysław Wszołek

Dodano: 04.08.2012r.

 

Malowanie Kościoła – lata 1912 – 1916

Z początkiem roku 1912 Komitet zawarł umowę z inż.Janem Grabowskim z Krakowa, który sprawował będzie nadzór nad budową. Wczesną wiosną z budynku starej szkoły /budynek ten stał w miejscu obecnego Domu Ludowego / urządzono szopę – kaplicę , gdzie miały odbywać się nabożeństwa. Gdy przygotowano kaplicę ks. proboszcz jeszcze w starym kościele odprawił uroczyste nabożeństwo dziękując Bogu za dotąd otrzymane łaski i prosząc o łaski na okres budowy. Po nabożeństwie wymontowano z ołtarza tabernakulum i w uroczystej procesji przeniesiono go do kaplicy. W ciągu trzech następnych dni rozebrano stary kościółek. Tu ciekawostka: – gdy rozbierano stary kościółek robotnicy u wierzchołka wieży , pod strzechą znaleźli dużych rozmiarów żabę-ropuchę – skąd tam się wzięła? Czyżby dusza pokutująca??? Po dłuższej debacie zniesiono nabożnie żabę na ziemię i wpuszczono do stawu – ta spokojnie zanurzyła się w wodzie.

Po uprzątnięciu placu przystąpiono do wykopów pod fundamenty. I tu pojawił się poważny problem – tuż przed wejściem głównym do kościoła stał kamienny grobowiec dawnego już właściciela dworu. Grobowiec musiał być usunięty, a obecny dwór nie zezwalał. I tu z pomocą przyszedł wspomniany już wcześniej „człowiek który siwym koniem przewoził budulec na kościół” Wieść gminna niesie, że widzieli go dwaj parafianie, którzy po trzecim pianiu kogutów wracali z karczmy od żyda. Człowiek ów wsadził w przestarzałe okienka grobowca drewnianą belkę i sklepienie grobowca runęło. Jak w póżniejszym śledztwie zeznali „ w świetle księżyca wydawało im się, że to duch – bali się więc go zaczepiać. Tak zrujnowany grobowiec nie opłacało się remontować. Dwór wyraził więc zgodę na rozbiórkę – widać takie rozwiązanie wszystkim było na rękę. I jak tu nie wierzyć w duchy ? Fundamenty pod wieżę kopano na głębokość 4 metry . W trakcie wykopów zebrano dużo ludzkich czaszek i kości, by je póżniej pochować powtórnie na cmentarzu. Po wykonaniu fundamentów roboty kamieniarskie wykonywali kamieniarze z Łużnej, a z miejscowych kamieniarz Feliks Jędrusiak z Folwarku. Dalsze już roboty murarskie prowadzili murarze z Krakowa i Lużnej, a z miejscowych Józef i Antoni Habińscy. Do póżnej jesieni wykonano ściany do wysokości okien. W roku 1913 kontynuowano budowę. Sciany wyprowadzono pod dach. Wykonano też więżbę dachową w nawie głównej kościoła, dach pokryto eternitem . Wykończono też małą wieżyczkę – sygnaturka.

W 1914 roku przystąpiono do arcytrudnego jak na owe czasy zadania tj.wykonania sklepienia nawy głównej i kaplic bocznych. Z początkiem lipca założono ostatnie sklepienie koło chóru. Wtedy to doszło do poważnej katastrofy budowlanej. W sobotnie popołudnie wykonawcy chcąc pokazać parafianom efekty swojej pracy nagabywali inspektora nadzoru Pan a Grabowskiego , żeby zezwolił na usunięcie rusztowania pod chórem , mimo że było ono jeszcze całkiem świeże. Ten wyraził zgodę – gdy wybito pierwsze kliny z drewna runęło całe sklepienie nad chórem raniąc 3 parafian – Jana Korygę, Franciszka Klimka i Józefa Bacię. Dwaj pierwsi przeżyli, ten ostatni zmarł wieczorem tego samego dnia. Po tym wypadku wstrzymano roboty budowlane i wszczęto śledztwo. Wybuch I Wojny Swiatowej 14 lipca 1914 r pokrzyżował plany tak śledczym, jak i budowniczym. Roboty stanęły na ponad rok. Rozpoczęła się wojna.

A oto najważniejsze wydarzenia wojenne z uwzględnieniem naszej wsi:

14.07.1914
– wybuch I Wojny Światowej
15.07.1914
– cesarz Franciszek Józef wydaje odezwę „Wierny Ludu Wojna” we wsi plakaty,
15 – 20.07.1914
– żandarmeria przeprowadza nabór rekruta do wojska – z Turzy powołano kilkudziesięciu mężczyzn, lamenty i płacz żon i matek,
08 – 09.1914
– pierwsze wieści z frontów, pierwsi zabici i ranni, ciągłe powołania do wojska – teraz już mężczyźni do lat 50,
Październik 1914
– do wsi wkracza pułk rezerwistów czeskich, którzy na wieść o zbliżających się Moskalach uciekają w popłochu,
połowa listopada 1914
– konny oddział Kozaków /zwiad/ pierwszy raz przejeżdza przez wieś, ogólna panika,
początek grudnia 1914
– przez wieś przechodzi piechota rosyjska, Moskale zajmują Turzę,
08.12.1914
– Austriacy ulokowani w Moszczenicy atakują Moskali, Turza w centrum walk frontowych, pod wieczór Moskale wycofują się, a do wsi wkraczają Węgrzy
26.12.1914
– wojska austriackie wycofują się z Turzy, ok.godz.15 wkraczają ponownie Moskale , sztab rosyjski lokuje się w nowej szkole/obecne przedszkole/, we wsi masa wojska.

Front stabilizuje się i biegnie : od Gorlic przez Moszczenicę, Staszkówkę, Ostruszę ,Rzepiennik, Jodłówkę i trwa do maja 1915r

02.05.1915r
– od rana bardzo silny ostrzał artyleryjski pozycji rosyjskich, żołnierze wychodzą z okopów, walki wręcz na bagnety, Turza w ogniu, płonie wiele budynków, giną cywile, około południa Moskale uciekają, wieczorem do wsi wkraczają Prusacy /tu dużo Polaków z Wielkopolski/Prusacy to sprzymierzeńcy Austriaków – więc Turza wolna.

Ponad półroczna okupacja rosyjska to ciekawy okres w historii kościoła i parafii. Jak już wspomniałem sztab rosyjski ulokował się w budynku szkoły. Wraz z nim zakwaterował się pop- kapela wojskowy. W całej wsi po domach było pełno żołnierzy średnio 5 -6 na jeden dom. Przy sztabie rezydował pop – kapelan, który odpowiadał za życie duchowe rosyjskich żołnierzy. Jako , że wojsko stało kilka miesięcy pop wykombinował, by uroczyście obejść Swięta Wielkanocne. Do tego świetnie nadawał się nowo pobudowany, zadaszony kościół w Turzy. Wielkanocnego nabożeństwa nie można było jednak odprawić , gdyż wewnątrz budynku poziom „posadzki” był obniżony o ponad metr. Żeby można było bezpiecznie wejść do kościoła trzeba było nawieżć ok.300 – 400 m3 ziemi i porównać. Za namową popa dowództwo zdecydowało, że żołnierze rosyjscy nawiozą ziemię do wnętrza. Ruszyły więc roboty przy kościele. Setki żołnierzy rosyjskich dzień i noc pracowało przy nawożeniu ziemi. Dość szybko uporali się z wyrównaniem wnętrza. I takim to sposobem „Bracia Moskale” pomogli Turzanom.

Nie dane im było jednak obchodzić Swiąt Wielkanocnych w naszej świątyni bowiem zwiad austriacki zaobserwowawszy duży ruch wojska rosyjskiego w okolicy kościoła /kiedy nawozili ziemię/ powiadomił o tym swoje dowództwo, a to skierowało na ten obiekt ciężką artylerię. Potężne dwa działa umiejscowione na platformie kolejowej na stacji Bobowa rozpoczęły ciągły ostrzał artyleryjski. Ich celem był nasz kościół i szkoła , gdzie mieścił się sztab wojsk rosyjskich. Spadały więc na centrum naszej wsi pociski ciężkiego kalibru. Siła rażenia takiego pocisku była olbrzymia – kiedy jeden pocisk trafił w budynek organistówki zlokalizowanej w miejscu dzisiejszej oczyszczalni ścieków/wschodnia strona kościoła/ to po budynku pozostał tylko głęboki lej, który z czasem napełnił się wodą i powstał mały staw. Drugi ciężki pocisk spadł w staw tuż przed kościołem. Kilkanaście dalszych spadło za zabudowania P.Markowiczów, P.Wędrychowiczów, P.Jarochów. Kiedy jeden z pocisków trafił w piwnicę P.Kożuchów to od podmuchu w szkole powypadały drzwi i okna i zabiło kilkunastu Moskali dowództwo rosyjskie w panice opuściło szkołę – po jakimś czasie ustał ostrzał. I jak tu nie wierzyć w Bożą Opatrzność kiedy pociski padały przed, za i obok kościoła, a sam budynek ostał się cały jedynie co to jeden z pocisków strącił kamienny krzyż nad sygnaturką. Dawniej powiadali, że na wojnie Pan Bóg kule nosi – i tak też musiało być u nas! Rezurekcja u Moskali odbyła się – na Młynku u P.Majchrów w stodole.

Wiosną 1915, tuż przed Swiętami Rosjanie aresztowali ks. proboszcza A.Majewicza pod zarzutem współpracy z Austriakami i wywieżli w nieznane. W odwrocie porzucili go zbitego i nieprzytomnego gdzieś w okolicy Sandomierza. Uratowany cudem powrócił do Turzy w początkach lipca 1915r. Zaraz po powrocie gdy tylko trochę ozdrowiał zabrał się za przerwaną budowę.

Ależ musiało być ciężko. We wsi praktycznie nie było jednego młodego i zdrowego mężczyzny bo wszyscy na wojnie, wieś okropnie zrujnowana po dwukrotnym przejściu frontu, budynki popalone, inwentarz żywy wybity przez wojsko, wszędzie drożyzna i brak artykułów pierwszej potrzeby – ALE NIBY JUŻ WOLNOSC , Moskale przepędzeni – powoli wraca nadzieja i chęci do życia. Tak zakończył się rok 1915.

Gdy nastąpił rok 1916 ks.proboszcz Majewicz przystąpił do prac wykończeniowych ……../dalsze prace opisanejuż w art.I/.

Dzień Przemienienia Pańskiego 06.08.1916 to dzień poświęcenia świątyni, ale również dzień dziękczynienia, dzień podziękowania Bogu za niemal cudowne ocalenie świątyni oraz za szczęśliwy powrót ks. proboszcza. Formalnie kościół poświęcono, ale we wnętrzu był prawie goły, jeszcze bez wieży głównej i bez wyposażenia. I tu przed parafią kolejne wyzwanie – kolejne lata trudu i wyrzeczeń, ale o tym w następnym odcinku.

Opr. Mieczysław Wszołek

Dodano: 11.08.2012r.

Dalsze lata budowy. Podsumowanie.

Jesienią 1916r z materiałów pozostałych po budowie kościoła rozpoczęto budowę murowanej plebanii bowiem stara drewniana nie nadawała się do remontu. W roku 1917 parafianie zafundowali ławki do kościoła. Po dziś na niektórych ławkach blaszane tabliczki z nazwiskami fundatorów. W roku 1918 pobudowano strzelistą wieże w nawie głównej. Na szczycie umieszczono krzyż w którego ramionach osadzono pozłacane promienie. Takie wykończenie to powód do dumy – bowiem krzyż był widoczny na kilometry , zwłaszcza przy wschodzie i zachodzie słońca. W roku 1919 w specjalistycznej Wytwórni w Przemyślu zamówione zostały boczne ołtarze, które po przywiezieniu zostały nieco przerobione przez miejscowego stolarza Pana Józefa Jędrusiak. Początek lat dwudziestych to nowa ambona, ławka dworska oraz dwa dzwony „Jan” i „Cecylia” które zawieszono w środku wieży głównej. W latach 1925 – 26 zamontowano nowe organy. W latach 1927 i 1928 zakupiono i wmontowano wielki ołtarz i pomalowano wnętrze świątyni – ściany wewnętrzne i sklepienia malowali fachowcy z Krakowa stosując „dość jaskrawe motywy charakterystyczne dla szkoły Wyspiańskiego.”

W tym też czasie kościół został konsekrowany. Konsekracji dokonał ks. biskup diecezji tarnowskiej Leon Wałęga. Uroczystość ta była dla niego tym bardziej miła, że przy okazji mógł odwiedzić rodzinną Moszczenicę i bratanka Wałęgę w Turzy, na Pańskich Polach. Konsekracja niejako zamyka okres budowy kościoła. Wypełniło się !!! Czas na podsumowania.

I. Na wstępie pozwolicie, że zatrzymam się przy budowniczym księdzu Adolfie Majewiczu. Jeśli popatrzymy na wykonane dzieło to trzeba stwierdzić że był to „mąż opatrznościowy „ którego zesłały nam Niebiosa. Nie będę opisywał jego zalet – zacytuję jedynie fragment ze wspomnień śp. Władysława Mruk, a opinię o proboszczu – budowniczym niechaj każdy spróbuje wyrobić sobie sam.

„ Po zakończeniu budowy kościoła w którymś z lat 19-dwudziestych została powołana Komisja w skład której powołani zostali przedstawiciele z duchowieństwa, także władz cywilnych/starostwa/,Urzędu Skarbowego i członków Komitetu Budowy Kościoła . Komisja w powyższym składzie dokonała kontrolę oraz podsumowanie dochodów na budowę kościoła jak również rozchodów związanych z budową kościoła. W wyniku wyliczeń stwierdzono, że koszt budowy kościoła wyniósł w wartościach tamtego czasu przeszło dwa miliony złotych, z przeliczenia bowiem w okresie budowy posługiwano się koronami austro-węgierskimi, polskimi markami oraz złotymi, dodać przy tym należy że ofiary dolarowe ze Stanów Zjednoczonych odegrały największą rolę.
Z póżniejszych zeznań członka wyżej wymienionej Komisji równocześnie członka Budowy Kościoła ówczesnego właściciela dworu Ksawerego Niemczyckiego, który to oświadczył że nigdy by nie uwierzył jak wielkie ofiary w gotówce z własnych dochodów również z dochodów gospodarstwa plebańskiego świadczył ks. A. Majewicz na potrzeby budowy kościoła. Niewyliczone zostało ile samozaparcia poświęcenia i dobrej woli włożył w budowę.
Również i to oświadczył że godne podziwienia jak starannie były prowadzone księgi dochodów i wydatków”.

To mówią dokumenty, a naocznie widzimy dzieło życia tego wspaniałego kapłana – Kościół porównywany przez niektórych do bazyliki I taką bazyliką jest dla nas. Nad całym kilkudziesięcioletnim pobytem ks. Majewicza w Turzy unosi się jednak pewien wątek niedomówienia. Jako młody chłopak, ciekawy historii, pytałem kilkunastu starszych parafian – Jak to się stało,że ten uwielbiany po przyjściu na proboszcza kapłan na starość ze smutkiem i goryczą musiał opuścić naszą parafię i tak szybko został wymazany z pamięci zbiorowej parafii ? Na to pytania nikt sensownie mi nie odpowiedział – czy i nasi ojcowie mieli jakąś „ciemną kartę „ o której nie honor było wspominać?

A może ktoś z parafian potrudzi się i spróbuje rozwikłać tę zagadkę – temat drażliwy, ale ciekawy. Powracając do naszych czasów — Mamy i my zasłużonego dla wsi kapłana – rezydenta. Stwórzmy wokół niego dobrą atmosferę, żeby i on nie musiał opuszczać Turzy w podobnym nastroju co ks. Majewicz.

II.Wielka była ofiarność ówczesnych parafian tych mieszkających we wsi na stałe jak również emigrantów. Ci miejscowi , pomimo wojny, począwszy od 1912 roku do 1930 znosili ciężar dobrowolnego opodatkowania się i to oni wykonali gro robót przygotowawczych i budowlanych. To miejscowe kobiety przygotowywały posiłki dla majstrów- czasem trzeba było odjąć od ust własnemu dziecku i dać na potrzeby parafii. Kiedy mąż szedł do pracy przy kościele na żonę spadały obowiązki prowadzenia gospodarstwa, a w latach wojny pozostały same. A jednak podołały.

Ofiary parafian emigrantów zadecydowały o powodzeniu całego zadania. Było to widoczne szczególnie w latach wojny, a potem przy pracach wykończeniowych.

Aż prosi się tu wymienić nazwisko Pani Antoniny Kalisz, rodaczki zamieszkałej w USA , która w latach 1925 1926 zafundowała nowe organy. Dla porównania – gdyby dziś przyszło kupić organy o podobnym standardzie trzeba byłoby wydać ok. 350 tyś. zł Inne małżeństwo Jan i Cecylia Kordzikowscy zafundowali 2 nowe dzwony. Na każdym witrażu okiennym spotkamy nazwisko fundatora. A te ołtarze, ambona, feretrony ———– całe pierwsze wyposażenie to przecież zasługa parafian – emigrantów. Popatrzmy na ściany w nawie głównej kościoła – odczytajmy wypisane tam imiona i nazwiska – to nasi bliscy, darczyńcy i fundatorzy.

Zachowajmy ich w pamięci. Niech będą dla nas przykładem bezgranicznej wiary w Boga i przywiązania do parafii.

Na koniec do naszej młodej emigracji. Nasi dziadkowie – emigranci tak jak i Wy – byli młodzi. Oni za chlebem, Wy za lepszym chlebem. Nasza społeczność parafialna ma Was w pamięci, tu Wasze korzenie, tu Wasi najbliżsi i te wspomnienia z lat dziecinnych…….

Opowiedział mi pewien nieżyjący już parafianin, że jako młody mężczyzna powrócił z Ameryki i furmanka wiozła go ze stacji z Bogoniowic do Turzy przez Działy w Ostruszy. Było akurat słoneczne popołudnie . Kiedy zobaczył z daleka złote promienie na wieży Kościoła” tak jakoś wzięło go za serce” , że zeskoczył z furmanki, padł na kolana ——— i dopiero modlitwa dziękczynna poprzeplatana płaczem uspokoiły go i mógł jechać dalej – piękny przykład umiłowania rodzinnych stron. Wracajcie do nas , jeśli nie fizycznie to jak najczęściej myślami. Tamta emigracja zapisała się złotymi literami w historii naszego kościoła.

Sądzę, że obecny proboszcz parafii , idąc w ślady swego poprzednika sprzed 100 lat skieruje do Was prośbę o pomoc przy malowaniu, a Wy wzorem swych przodków pomożecie.

Historia budowy kościoła to przeszłość – napisali ją złotymi zgłoskami nasi przodkowie.

Stwórzmy i My historię malowania kościoła. Napiszmy ją w przeciągu 4 lat.

Niech 06.08.2016 będzie naszym świętem ! Szczęść Boże !!!!

Opr. Mieczysław Wszołek

Ps. Serdecznie dziękuję rodzinie Pana Romana Mruk, która udostępniła mi cytowany pamiętnik.

Dodano: 18.08.2012r.

SZANOWNI PARAFIANIE

Poprzednie artykuły przybliżyły nam nieco historię budowy Kościoła, pokazały wielki zryw naszych przodków – krewnych bliższych i dalszych, sąsiadów i znajomych. Nieprzypadkowo opis ten umieściłem pod hasłem:” Malowanie wnętrza Kościoła” bowiem wyzwanie takie na dziś staje przed nami i wydaje się nam bardzo trudne. Z opisu wynika, że na naszych ojców spadło wielokrotnie trudniejsze zadanie, a jednak mu podołali.

Historia uczy !!! Oni na samym początku, równo 100 lat temu, powołali Komitet Budowy. Idąc ich wzorem powołajmy i my Komitet, który organizacyjnie zajmie się całością zadania tj. malowaniem wnętrza Kościoła. Nadarza się ku temu dobra okazja bowiem w dniu 23.09.2012/niedziela/ w świetlicy Domu Ludowego odbędzie się zebranie wiejskie i na nim w jednym z punktów zebrania możemy kompleksowo omówić sprawę malowania.

Na zebranie zapraszamy wszystkich którym leży na sercu dobro Parafii. Na zebraniu powołamy Komitet – wybierzemy ludzi z inicjatywą, młodych i energicznych, którzy we współpracy z proboszczem poprowadzą zadanie.

Stwórzmy też czytelny i przejrzysty sposób finansowego rozliczania zadania. W moim odczuciu nieżle funkcjonował sposób finansowego rozliczania przy wymianie dachu na Kościele. Wtedy to darczyńcy wpłacali na konto w banku/z możliwością rozliczenia się z Urzędem Skarbowym/, bądź do sołtysa, a ten wystawiał kwit potwierdzający wpłatę. Na koniec roku Komitet sporządzał sprawozdanie finansowe. Każda rodzina miała na bieżąco wgląd we własną kartotekę.

… Mamy kilka dni, aby pomyśleć o sprawach organizacyjnych i o kandydatach do Komitetu. Myślę, że w tych kwestiach pojawią się ciekawe propozycje, które będzie można zgłosić na zebraniu, lub wcześniej przesłać na stronę internetową Parafii. Aby propozycja przesłana na stronę internetową była potraktowana poważnie to osoba zgłaszająca musi się podpisać. Zapraszamy do dyskusji wszystkich stałych mieszkańców wsi, ale również tych, którzy czują się parafianinami, choć z różnych powodów przebywają poza Parafią.

Pozwólcie, że jako pierwszy zabiorę głos w dyskusji na w/w tematy, a zrobię to w formie pytań.

Po pierwsze – jeśli Komitet – to czy przedstawiciele przysiółków/ a jest ich razem 13/, czy Komitet „fachowców”/doradztwo prawne i unijne, przedstawiciele branży budowlanej,finansiści/ ?

Po drugie – gdzie szukać środków na wsparcie zadania, jakim sposobem wyłonić wykonawców, jak dokonywać odbiorów robót ?

Po trzecie – jak włączyć do pracy Komitetu osoby fizycznie nieobecne we wsi, ale duchowo złączone z Parafią i chcące czynnie uczestniczyć w realizacji zadania – „honorowi członkowie” ?

Za 4 lata w pierwszej połowie 2016 roku ktoś zapyta: Jak zorganizować uroczystości odpustowe Przemienienia Pańskiego dokładnie w dniu 06.08.2016 ?

Czy będzie sukces?

Obyśmy wszyscy doczekali tej chwili i mogli ten sukces świętować jak świętowali 100 lat temu nasi przodkowie.

Szczęść Boże na 4 lata wytężonej pracy !!!

Opr.Mieczysław Wszołek

Dodano: 14.09.2012r.

SZANOWNI PARAFIANIE

 Artykuł nr. 6

Latem 2012r na stronie internetowej naszej Parafii pod hasłem: „malowane” w oparciu o kronikę parafialną, zapiski kronikarskie śp. Władysława Mruka oraz na podstawie ustnych przekazów naszych dziadków i ojców odtworzyłem lata 1912-1916-najgorętszy okres z życia naszej Parafii, okres budowy nowego Kościoła.

Odwołując się do chlubnej przeszłości sprzed 100 lat stanęliśmy w roku 2012 jako wspólnota parafialna przed bardzo trudnym zadaniem: odnowa malowania wnętrza Kościoła”. Na dziś tj. koniec sierpnia 2016r wielkie dzieło malowania wnętrza świątyni praktycznie zakończone.

Rozebrane rusztowanie odsłoniło nam pełną krasę: naszej katedry”. Wystarczy uchylić drzwi wahadłowe i oddawszy pokłon Bogu, usiąść na ławce pod chórem i nacieszyć się przepięknym widokiem. W odpust św. Katarzyny przyjdzie czas na podziękowanie Bogu za szczęśliwe zakończenie zadania, Patronce za wstawiennictwo i chyba każdemu z Parafian za „Cegiełkę”.

W tak krótkim czasie, prócz postępujących prac renowacyjnych, nastąpiło tyle nieprzewidzianych zdarzeń, że trudno to uwierzyć, ale założony cel został osiągnięty. Widać i tym razem Opatrzność czuwała. Z opisów z przed 100 lat wiemy, ż ks. A. Majewicz na odpuście Przemienienia Pańskiego 1916 nie poprzestał. Przez wszystkie dalsze lata posługi kapłańskiej niestrudzenie wzbogacał Świątynie o nowe elementy wnętrza… Podążajmy jego śladem!

Rośnie duch, gdy tak patrzy się na piękne, harmonijne ułożone motywy na ścianach. Przy ich blasku zaczynają razić pokryte patyną czasu: ołtarz główny, tabernakulum, ambona, akcesoria do procesji, a w zakrystii naczynia liturgiczne. Pan Jan Mruk, obecny kościelny, zainicjował akcję odnowy naczyń liturgicznych. Część naczyń za anonimowe wpłat niektórych parafian odnowy. Pozostałe czekają na odnowienie. Na dziś nie jest to zbyt duży koszt.

Może wartało by wpisać się do księgi sponsorów? Patrząc z ławki pod chórem na ściany nawy głównej po lewej i prawej stronie rzucają się w oczy spis fundatorów, darczyńców, i budowniczych kościoła. Po renowacji bez trudu można odczytać sponsorów.

I są tam tez pola puste! Mnie kogoś tu bardzo, a bardzo brakuje! I tu pozwólcie, że zacytuję wspomniany już w artykule Nr 4 z 2012r zapis kronikarski: „Z późniejszych zeznań członka wyżej wymienionej Komisji równocześnie członka Komitetu Kościoła właściciela z dworu Ksawerego Niemczyckiego, który to oświadczył, że nigdy nie uwierzył jak wiele ofiary z w gotówce z własnych dochodów również z dochodów gospodarstwa plebańskiego doświadczył ks. Adolf Majewicz na potrzeby przy budowie kościoła”.

Tu rodzi się proste pytanie: Jaki koszt uzupełnienia jednego pustego prostokąta na ścianie nazwiskiem ks. A. Majewicza? Czy On nie był jednym z darczyńców? Wielka krzywda i niedopatrzenie tak wtedy – 100 lat temu jak i dziś- zanosi się, że tak już ma zostać.

Najwyższy czas, by naprawić błąd naszych przodków i obecnego pokolenia. Chyba nadszedł stosowny moment, by zorganizowana Rada Parafialna przy współudziale nowo mianowanego już na stałe Proboszcza zapisała pustą dotąd – Tablice Pamięci Wielkiego Kapłana. Po obydwu stronach nawy głównej Kościoła od tyłu na ścianach 2 duże puste pola – wymarzone miejsce na krótki wpis o życiu i pracy ks. A. Majewicza. „najdłużej czynnie pracujący Proboszcz Parafii Turza – 41 lat/1907 – 1948/. Inicjator budowy, budowniczy i główny architekt jej wykończenia.”

Naprawdę warto podjąć sprawę tablicy pamiątkowej, bo przecież już w latach 30-tych ubiegłego stulecia wygląd wnętrza naszego Kościoła niewiele odbiegał od stanu obecnego.
To głownie Jego zasługa!

W roku 2018 minie 70 lat od czasu zakończenia posługi kapłańskiej ks. Adolfa Majewicza w Turzy. Może byłoby to stosowny moment na zasłużone epitafium?

Opr.Mieczysław Wszołek

dodano: 05.09.2016